Recenzja filmu

Granice bólu (2012)
Juan Carlos Medina
Àlex Brendemühl
Tómas Lemarquis

Poza granicą przyjemności

Problemem "Granic bólu" jest też sam Medina, który chyba przecenił swoje reżyserskie umiejętności. Nie udało mu się bowiem stworzyć spójnej konstrukcji narracyjnej. "Granice bólu" kruszeją i
Juan Carlos Medina miał pomysł na dwa filmy krótkometrażowe. Jednak po nakręceniu paru shortów chciał w końcu zadebiutować w pełnym metrażu. Idąc za głosem ludowej mądrości, zgodnie z którą najprostsze rozwiązania są najlepsze, połączył obie fabuły w jedno i tak powstały "Granice bólu". Niestety Medina jest kiepskim filmowym krawcem i pozszywany z różnych historii film mocno rozczarowuje.

Osobno oba wątki nie są nawet takie złe. Pierwszy rozpoczyna się na początku lat 30. ubiegłego wieku. W pewnym miasteczku grupa dzieci wykazuje przedziwną odporność na ból. Uznane za zagrożenie dla siebie i otoczenia zostają odebrane rodzicom i zamknięte w ośrodku, gdzie są izolowane i poddawane eksperymentom mającym wyjaśnić naturę ich przypadłości. Śledzimy losy jednego z tych dzieci na przestrzeni kolejnych 30 lat. Druga historia rozgrywa się współcześnie. Jej bohaterem jest David, który dowiaduje się, że cierpi na ostrą białaczkę. Jedyną nadzieją jest przeszczep szpiku kostnego od rodziców. Kiedy jednak prosi ich o pomoc, odkrywa, że nie jest ich dzieckiem. Próbując odnaleźć biologicznych rodziców, trafi na ślad straszliwej tajemnicy, którą skrywał przed nim ojciec.

Oba wątki potraktowane osobno posiadają spory potencjał kinowy. Pierwszy mógłby być mocnym melodramatem. Z kolei drugi świetnie nadawałby się na klaustrofobiczny dramat psychologiczny przywodzący na myśl najlepsze z antycznych tragedii. Niestety decyzja Mediny, by opowiadać obie historie równolegle, była poważnym błędem. Na papierze mogło to wyglądać ciekawie: wątek z przeszłości posuwa się w czasie, a wątek współczesny cofa, by w finale oba spotkały się w dramatycznej konfrontacji. W rzeczywistości taka konstrukcja pozbawiła film napięcia emocjonalnego. Możemy jako widzowie nie znać szczegółów, ale nietrudno domyślić się ogólnego zarysu tajemnicy. Z tego powodu wszelkie zagadki, jakie podrzuca nam reżyser, mają co najwyżej drugorzędne znaczenie, czym raczej trudno się ekscytować.

Problemem "Granic bólu" jest też sam Medina, który chyba przecenił swoje reżyserskie umiejętności. Nie udało mu się bowiem stworzyć spójnej konstrukcji narracyjnej. "Granice bólu" kruszeją i rozpadają się na serię estetycznie niezależnych od siebie sekwencji. Chwilami na ekranie rządzi bezguście (jak w scenie wypadku, w której nieudolnie wykorzystano efekt slow-motion). Czasami daje się zauważyć ciekawą wrażliwość estetyczną reżysera. Jednak nawet jeśli niektóre sceny same w sobie są emocjonalnie poruszające lub efektowne wizualnie, to w żadnym momencie nie przekłada się to na podniesienie całościowej wartości filmu.

Być może Medina będzie w stanie nauczyć się na swoich błędach i w przyszłości pokaże nam coś naprawdę kinowego. Niestety miejsce "Granic bólu" jest na dnie morza przeciętności, poza zasięgiem przeciętnego widza.
1 10
Moja ocena:
4
Rocznik '76. Absolwent Uniwersytetu Warszawskiego na wydziale psychologii, gdzie ukończył specjalizację z zakresu psychoterapii. Z Filmweb.pl związany niemalże od narodzin portalu, początkowo jako... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones